czwartek, 31 października 2013

Moja nowa przyjaciółka!

      Długo zabierałam się do tego zakupu, aż tu nagle wczoraj sfinalizowałam transakcję i na dniach dotrze do mnie moja nowa przyjaciółka w postaci regulowanego manekina :D 

Wybór…  O zgrozo!

Po pierwsze i najważniejsze: musimy sobie zadać pytanie jaki manekin jest nam potrzebny, damski, męski, dziecięcy czy może ciążowy? Ja najczęściej szyję dla siebie, więc wybrałam damski. Możliwe, że w przyszłości zaopatrzę się też w manekin męski, bo i mąż musi mieć coś uszyte ;) Najbardziej zbędny wydaje mi się manekin dziecięcy. Wiadomo, że dzieci szybko rosną, a jeśli ktoś szyje tylko dla swoich potrzeb, to lepiej wydać te pieniążki na tkaniny. A jak będę spodziewać się dzidziusia to może rozważę zakup manekina ciążowego, na razie nie chcę sobie zaprzątać tym głowy i nie wgłębiam się dalej w ten temat.

Po drugie czy manekin ma mieć standardowe wymiary, czy lepszy będzie regulowany? To już rzecz trochę bardziej skomplikowana. Dla mnie najważniejsze było to, że moje wymiary nie pasowały ani do rozmiaru 34, ani 36. Dlatego oczywistym było wybranie manekina regulowanego.

Zwykły manekin ma tą jedną najważniejszą zaletę, że nie trzeba za długo myśleć, który wybrać. Jeśli mamy konkretny rozmiar, to pozostaje nam wybór koloru koszulki, stojaka – metalowy czy drewniany oraz czy ma mieć rozcięcie na spodnie czy nie. I na tym w zasadzie koniec naszego wyboru. Niby proste, a jednak człowiek się zastanawia.

Manekiny regulowane to już wyższa półka. Pierwsze co zrobiłam szukając swojego to przekopałam chyba cały internet w poszukiwaniu opinii na ich temat. I tu zaczęły się schody. Najbardziej pomocne opinie znalazłam tutaj http://ekrawiectwo.net/board/thread/47676/ktorego-manekina-polecacie/?page=1  Jak się naczytałam o rozwalających się pokrętłach do regulacji, to na chwilę zwątpiłam. W wyborze zasugerowałam się tym, że nie specjalnie pilno mi do spodni. Na sobie samej jakoś zawsze udawało mi się wykonać miarę i zaznaczyć poprawki, więc odrzuciłam ten z pęknięciem. Po drugie zakres rozmiarów. W biuście mam 84, więc nie ma nad czym się rozwodzić, bo większość z nich zaczynała się właśnie od tej wartości.  Jako, że mam 63cm w tali, wybiorę taki, którego nie będę regulować w tym miejscu, a i przytyć też będzie troszkę można ;) Najgorsze i najważniejsze dla mnie były biodra, w których mam tylko 82cm. No i klops, żaden nie miał tak malutkich bioder… Więc pomyślałam, że muszę wybrać go „na czuja”. Oj ta nasza Matka Natura ;)

Dodatki do manekinów.

Fajnym dodatkowym gadżetem wydaje mi się znacznik długości spódnic w manekinach i już żałuję, że w moim go nie ma :( Super sprawa dla kogoś, kto nie ma wprawy i dobrego oka. Natomiast co do pojawiających się głów do manekinów mam mieszane uczucia. Może dla kogoś, kto szyje nakrycia głowy to rzecz konieczna, ale dla mnie to trochę bezsensowne wydanie pieniędzy.

Ufff… Dobrnęliśmy do końca. Mam nadzieję, że choć trochę rozwiałam Wasze wątpliwości przy wyborze manekina. Jak dostanę swoją przyjaciółkę to oczywiście ją Wam przedstawię i napiszę recenzje i moje spostrzeżenia na jej temat.

Do zobaczenia już w duecie ;)


Ps. Ostatnie słowo o manekinach. 
Manekin na miarę... Tutorial z Burdy, taśma montażowa, stara koszulka, folia streczowa, gąbka lub coś innego do wypchania oraz pomoc męża i gotowe. Niby proste i tanie, ale efekt końcowy poniżej krytyki. Pozostało go jeszcze wypchać, ale zrobię to raczej "dla zasady" niż do czerpania z niego korzyści...

środa, 30 października 2013

Wielkie powitanie!

Witam wszystkich, którzy swoje wolne chwile spędzają „za maszyną” tak jak ja :D


Na początek kilka słów o mnie, a później już tylko moje twory zza maszyny :)

Mam na imię Kasia, moją przygodę z szyciem rozpoczęłam już ho ho, lata temu, kiedy byłam małą dziewczynką i zamarzyłam o uszyciu sukienki dla mojej lalki :) To co powstało na maszynie mojej mamy, która też jest krawcową z zawodu, nie spełniło  moich oczekiwań, więc porzuciłam ten fach na długie lata. I tak stojąc przed wyborem szkoły średniej wpadłam na genialny pomysł, że pójdę w ślady mamy i będę zdawać do technikum krawieckiego.

Pamiętam jak dziś moje pierwsze zajęcia praktyczne na maszynie, mój strach i obawę przed tym potworem… :) Z każdą kolejną chwilą spędzoną na szyciu mój strach malał, a wręcz nawiązywała się między nami przyjaźń :) Kończąc technikum miałam fach w ręku i kilkanaście własnoręcznie wykonanych ciuszków dla siebie, dla klientów szkoły i oczywiście nauczycieli.

Potem było kilka rozstań i powrotów. Czas studiów nie pomagał w rozwijaniu mojej pasji, ale starałam się jak tylko miałam okazję uszyć kolejną kreację, zazwyczaj były to sukienki na ważne wyjścia. 

A teraz? Teraz jestem młodą mężatką, skończyłam studia zupełnie niezwiązane z krawiectwem i stoję na progu mojej kariery zawodowej. To właśnie bezrobocie napędza mnie do działania, może moje szycie będzie sposobem na życie? To się okaże :)

Pozdrawiam wszystkich zza maszyny :D