piątek, 29 listopada 2013

Wizyta u mamy!



Co kryje szafa mamy?

    Dzisiejsza notka będzie nieco inna niż zwykle. Chcę Wam pokazać co przywiozłam od rodziców :) Jakiś czas temu robiłyśmy z mamą porządki w jej zapasach i wynalazłyśmy kilka fajnych tkanin. Większość przeniosłam do mojej szafki nad maszyną i tak sobie leżały i czekały na lepsze czasy. Aż dzisiaj natchnęło mnie, żeby część z nich zabrać do siebie. 
           Usiadłam wygodnie i zaczęłam je przeglądać  z mamą. Ta jest świetna na spódnicę! O! a ta super nadaje się na bluzkę, i ta też! A z tych skórzanych spodni zrobię futerał na telefon i spódnicę! A z tego jeszcze nie wiem, ale się przyda :D To co mi się podobało odkładałam na kupkę i w końcu mało co zostawiłam. Pewnie i tak niedługo je zabiorę, ale co za dużo na raz to niezdrowo ;)
           W zapasach znalazłam też dwie fajne spódnice mamy (w moim rozmiarze, ale do delikatnej poprawki) i princeskę w sam raz na zbliżające się święta ;) 
           No dobra, koniec tego pisania. Czas zabrać się do pracy, jutro ruszam… A teraz muszę się wyspać, żeby mieć siłę i chęci do szycia! Dobranoc ;) 






I mała zagadka!
Co mogę z tego uszyć? Plan jest, wykrój się robi, trzeba jedynie kupić odpowiednią podszewkę :D




Ps. Z CHĘCIĄ ZAADOPTUJĘ JAKIEŚ ZBYWAJĄCE WAM TKANINY! MĄGĄ BYĆ TEŻ DUŻE CIUSZKI, Z KTÓRYCH DA SIĘ COŚ ZROBIĆ :D

środa, 27 listopada 2013

Spódnica ze „ścinków”.



Daaawno temu kupiłam dość duży kawałek satynowej bawełny z myślą o prezencie. Jednak wymyśliłam inny podarek, a tkanina została w szafie i tak sobie przeleżała chyba z 2 lata. Jednak ostatnio w przypływie chwili i braku funduszy na zakup nowych tkanin powstała myśl o spódnicy z tej tkaniny.

Wkręcając się w „blogowanie” i odwiedzając inne blogi wpadła mi w oko spódnica (http://www.kamelperd.blogspot.com/2013/04/skrawkowa-spodnica.html), którą postanowiłam sobie uszyć. Na papavero.pl znalazłam wykrój, wydrukowałam go i zaczęłam tworzyć. Za radą koleżanki po fachu, wydrukowałam rozmiar 34, który i tak powinien być za duży. Podczas szycia pomyślałam, że pasowałoby ją „usportowić”, bo eleganckich spódnic Ci u mnie pod dostatkiem. Elementem sportowym, a zarazem eleganckim są stębnówki wokół cięć w kolorze fioletowym. Dodatkowo dodałam fioletową wypustkę w talii, a rozporek to kontrafałda.

Spódnicę szyje się szybko. Początkowo nie miałam pomysłu jak zszywać te cięcia, ale jak znalazłam na nie sposób, to poszło już gładko. Wszycie zamka krytego to chyba najłatwiejszy element, dlatego nawet nic nie musiałam w nim pruć. Kontrafałda też jest łatwa i szybka w szyciu. Ogólnie model bardzo udany i przyjemny. Fajnie się układa na sylwetce, jedynym mankamentem są zbyt opięte biodra, ale jakoś szczególnie to mi nie przeszkadza. Mam nadzieję, że będzie mi służyć i nie raz ją założę.

Podczas przeglądania zdjęć zauważyłam, że strasznie wyświeciłam materiał. W świetle żarówkowym nie widać tego za bardzo, wręcz trzeba się przyjrzeć i wiedzieć gdzie szukać. Ale obawiam się, że w świetle dziennym będzie kiepsko to wyglądać… Może pranie pomoże?






 Detale :)






Ps. Zauważyłam w swojej garderobie, że nie mam w ogóle eleganckich bluzek, chyba czas się za nie zabrać…. Może niedługo wpadnę do zaprzyjaźnionego sklepiku z tkaninami? ;)


Ps.2 MUSZĘ W KOŃCU WYEGZEKWOWAĆ SESJĘ MOICH CIUSZKÓW!!!  W najbliższym czasie mąż będzie miał wolne i postanowiłam, że nie przepuszczę takiej okazji. Dlatego spodziewajcie się postu z sesji! :D

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nie samym szyciem człowiek żyje!


Mus czekoladowo-pomarańczowy.
Niedziela upłynęła mi pod znakiem spotkania rodzinnego. Wszystko było „zapięte na ostatni guzik”, ale w sobotę miałam ogromny problem, potrzebowałam przepisu na super deser. Lody czy szarlotka na ciepło odpadały, przecież trzeba było czymś zaskoczyć moich gości. Razem z mężem przekopaliśmy chyba cały internet w poszukiwaniu naszego ideału. Każde z nas myślało o zupełnie czymś innym. Ja o jakimś lekkim, mało słodkim ciasteczku z owocowym sosem, a mąż o bombie kalorycznej, z mnóstwem czekolady.

Wygrał jego przepis, ale tylko dlatego, że było duuuużo mniej pracy. Wykorzystałam ten przepis http://www.mojewypieki.com/przepis/mus-czekoladowo---pomaranczowy Niezupełnie trzymałam się instrukcji wykonania, bo nie miałam tyle czekolady, więc zastąpiłam ją kakao. Kolejną zmianą był likier, nie mogłam go znaleźć w sklepie, więc wybrałam jedyny jaki był :) I na koniec proporcje troszkę mi się „rozjechały”, kremówki było za dużo, czekolady za mało, a o likierze już nie wspomnę :D Ogólnie wykonanie bardzo łatwe, ale jak się coś robi pierwszy raz, to różnie z tym bywa. Najważniejsze jest to, że trzeba bardzo mocno schłodzić powstałą mieszankę z kremówki i czekolady. Ja nie zrobiłam tego dostatecznie dobrze i miałam całą kuchnię w brązowych kropkach :D Masa w ogóle mi się nie ubijała i o mały włos nie wylądowała w zlewie. Jednak, gdy dostała drugą szansę na schłodzenie w lodówce, bardzo szybko zaczęła się ubijać. Mus przełożyłam do pucharków i wstawiłam na całą noc do lodówki. A chwilę przed podaniem udekorowałam go kawałkiem pomarańczy i ziarenkami granatu, a po wierzchu posypałam startą czekoladą. Wyglądał obłędnie, a jak smakował… mniam! Najgorsze jest to, że przed przyjściem gości poprosiłam męża, żeby nie zapomniał zrobić zdjęcia gotowym pucharkom. I jak to bywa w stresie, oboje o tym zapomnieliśmy :) 

Okazji do pokazania Wam deseru będzie jeszcze mnóstwo, bo na pewno nie raz jeszcze go zrobię. Już nawet kupiłam składniki, bo na dniach spodziewamy się kolejnych gości. Więc bądźcie cierpliwi, a niedługo tutaj pojawi się fotka :)



Ps. Deser nie jest słodki, ale bardzo zapycha, więc jeśli chcecie żeby goście spróbowali przystawek to opóźnijcie jego podanie maksymalnie ile się da. Ja tego nie zrobiłam i takim sposobem mam całą lodówkę jedzenia :D
Ps.2 

Mała zapowiedź nad czym pracuję!


czwartek, 21 listopada 2013

Koszula z żabotem.


Moja pierwsza uszyta koszula!


Po długiej przerwie wracam do blogowania. Choroba trochę mnie wymęczyła i musiałam odłożyć prace na później. A jak nastąpiło to „później”, to jakoś nie miałam chęci do szycia. W końcu się zmobilizowałam i powstała moja pierwsza w życiu uszyta koszula!

Kilkakrotnie, zaglądając do ulubionego sklepiku z tkaninami, przyglądałam się szarej bawełnie, aż w końcu zlitowałam się nad sobą i ją kupiłam. :D Ja raczej preferuję zdecydowane kolory, więc szarak musiał zostać wzbogacony o intensywny kolor i padło na koralowy z tej samej tkaniny. Już w sklepie widziałam piękną koszulę, ale nie dawało mi spokoju co zrobić z tym koralem. Wpadłam do domu, przejrzałam wszystkie Burdy (ileż mi to czasu zajęło… ) i nic nie znalazłam… Wyjęłam swój zeszyt i książkę do konstrukcji i zaczęłam tworzyć, ale coś nie mogłam się skupić… W końcu siadłam do komputera i eureka! Mam! Jest moja piękna koszula znaleziona na papavero.pl Szybciutko wydrukowałam wykrój, wycięłam i posklejałam. Podczas krojenia wymyśliłam, że koralowy znajdzie się na mankietach i żabocie, reszta będzie szara i tak zrobiłam…

Szycie koszuli przysporzyło mi trochę problemów, ale robiłam to pierwszy raz, więc sama sobie wybaczam te potknięcia :) Kilkanaście razy prułam i zszywałam, nawet dziurki musiałam pruć. Najśmieszniejsze jest to, że przygotowałam przewodnik jak uszyć rękaw z mankietem i zrobiłam to źle! :D Kończąc koszulę zauważyłam, że rękawy nie układają się tak jak powinny i doszło do mnie jaki błąd popełniłam. Chwalić się nie będę, bo jest mi trochę wstyd, że o tym nie pomyślałam. Na szczęście błąd jest naprawiony i nie ma po nim śladu. Ogólnie szycie było bardzo przyjemne i myślę, że koszul u mnie nie zabraknie. ;)

Patrząc na moją koszulę widzę kilka wad, ale i kilka zalet. Najgorszą wadą jest za duży żabot do mojej osoby. Mam wrażenie, że jest go stanowczo za dużo, ale według opinii mamy i teściowej  jest idealnie. Przeszkadza mi również to, że jest zbyt krótka, ale chyba przesadzam ;) Problemowa jest też gniotliwość tkaniny, ale na to wpływu już nie miałam. Po dłuższym zastanowieniu więcej wad nie widzę. Zalet jest całe mnóstwo! Szalenie podobają mi się mankiety. Następnym razem spróbuję je jeszcze wydłużyć. Super sprawdzają się do mojej sylwetki cięcia francuskie. A i stójki dużo bardziej wolę od kołnierzy.


Zapraszam do oglądania ;)










czwartek, 14 listopada 2013

Nieobecność

          Od ostatniej publikacji na blogu trochę się pochorowałam i nie byłam w stanie nic robić... Powoli odzyskuję siły, a co za tym idzie wracam za stery mojej maszyny :) Już jutro mam nadzieję dokończyć moje dzieło zaczęte przed chorobą, a tymczasem pokażę Wam mały przedsmak




          Ale to nie wszystko! Jakiś czas temu, porządkując swoje rzeczy, wpadłam na pomysł zagospodarowania zwykłego pudełka. Wygląd był taki sobie, niby ładny, złoty kolor, ale jak go postawić na półce? I wtedy dostałam olśnienia, wpadłam do taty jak po ogień, poprosiłam o białą eko-skórę i trochę cienkiej gąbki tapicerskiej, zabrałam pudło z rzeczami do robienia biżuterii (tak, kiedyś miałam przygodę z robieniem biżuterii :) )i do dzieła! Ale nie byłabym sobą jakbym od razu go skończyła! Pudełko czeka na lepsze czasy i dokończenie spodniej części, może już niebawem mi się uda?

piątek, 8 listopada 2013

Bliźniaczki ;)

            Jakiś czas temu (chyba wieki temu ;) ) uszyłam sobie zieloną spódnicę z wykroju z Burdy. Fason tak bardzo mi się spodobał, że w niedługim czasie powstała niebieska siostra bliźniaczka. I od razu ostrzegam, że to jeszcze nie koniec! W trakcie realizacji jest już następna :) 
         Spódnice o kroju tulipana świetnie nadają się do mojej figury. Już Wam wspominałam o moich wąskich biodrach ;) Zakładki świetnie dodają centymetrów, których ja potrzebuję! W szyciu ten fason sprawdza się rewelacyjnie, nie ma w nim nic skomplikowanego. Trudność dla początkujących mogą sprawiać jedynie kieszonki w szwie bocznym, ale wszystko jest do ogarnięcia :) Fason jest również wdzięczny jeżeli chodzi o dobór tkaniny. Myślę, że większość sztywniejszych materiałów się nada, ja szyłam z bawełnianej dzianiny.
          A teraz Diana przedstawi Wam moje efekty pracy: 











czwartek, 7 listopada 2013

Zielona koszula po mojemu!

Nowa odsłona nudnej, zielonej koszuli z haftem :)

          Ostatnio nabyłam kilka ciuszków, które wymagały małych poprawek. Na pierwszy ogień idzie zielona koszula w kratkę, z ciekawym haftem przy guzikach. Z przodu i z tyłu dodałam do niej zaszewki oraz sporo zwęziłam boki i rękawy. Dodatkowo zaokrągliłam jej dół tak, aby sprawiała wrażenie tuniki. Efekty przedstawi Wam Diana. 


Ps. "Na ludziu" fotki mam nadzieję, ze się pojawią w najbliższym czasie. Muszę zmobilizować mojego osobistego fotografa do pstryknięcia kilku fotek :)


Tak wyglądała "przed":


A tak "po":








       W kolejce czeka fioletowa sukienko-tunika oraz letni żakiecik.

wtorek, 5 listopada 2013

Powitajcie Dianę :D



                Diana to dziewczyna z klasą. Ubrana jest w czerwoną bluzeczkę.


Posiada 13 pokręteł do regulacji wielkości obwodów.


Może również dostosowywać wzrost do swojej klientki. Dodatkowym jej atutem jest znacznik długości dolnych części odzieży oraz miejsce na wbijanie szpilek. 





Cóż więcej można rzec o tej pięknej kobiecie? Na chwilę obecną tyle, po dłuższym zapoznaniu się z możliwościami mojej nowej przyjaciółki podzielę się z Wami obszerną opinią na jej temat… A teraz uciekam do testowania Diany :) 



Ps. Jeden jej mankament, który widać gołym okiem to odstające części przy pokrętłach. 


I teraz pytanie czy koszty są adekwatne do jakości? Tego jeszcze nie wiem.

Na koniec kilka zdjęć:


 A tak Diana prezentuje moją sukienkę, którą uszyłam daaawno temu na uroczystość rodzinną. Ale o niej w innym poście. 


poniedziałek, 4 listopada 2013

W oczekiwaniu na przyjaciółkę!

       Niedawno od mamy dostałam silikonowe foremki. Rzuciłam je w kąt i zapomniałam o nich. Aż w końcu z nudów wpadły mi wczoraj w ręce i powstały takie małe pyszności :) 

Korzystałam z tego przepisu:

2 szklanki mąki

2/3 szklanki cukru

2 łyżeczko proszku do pieczenia

Cukier waniliowy

1 szklanka mleka

1/3 szklanki oleju

2 jaja

Najpierw wrzucamy suche składniki, potem dodajemy mokre i mieszamy wszystko łyżką na gładką masę i przekładamy do foremek. Czas pieczenia około 20 minut. Moja rada: do ciasta można dodawać różne składniki np. kakao, czekoladę w płatkach, sok z cytryny, zamiast mleka serek waniliowy itp. Drugą, fajną opcją są muffiny „na słono” np. z szynką lub cebulką. Przepis bardzo prosty w przygotowaniu i jaki efekt smakowy po upieczeniu…. Mniam…  

                Ale żeby nie było nudno z moimi babeczkami to silikonowe foremki od mojej mamy są w rozmiarach xxs.




Jest ich 18 sztuk, niby dużo, ale i tak za mało :) Każdą porcję wkładałam na 8 minut do piekarnika i pod koniec mojej pracy miałam już ich dość! Mój wysiłek zrekompensował uśmiech mojego męża i znikające w mgnieniu oka babeczki… 

                Na koniec zapraszam na poczęstunek :)





SMACZNEGO!